Tajlandia w dwa tygodnie
23 września 2019W 12 dni nie da się zobaczyć całej Tajlandii, tym razem skupiliśmy się więc na Bangkoku i Koh Samui. Oto nasza Tajlandia w dwa tygodnie.
Plan podróży zawiera większość najważniejszych miejsc, które znajdziecie w każdym przewodniku, ale dołożyliśmy także punkty, których w przewodnikach na pewno nie znajdziecie. Mam nadzieję, że taki scenariusz w czymś Wam pomoże, my bawiliśmy się doskonale!
W założeniu chcieliśmy połączyć dobry smak, w miarę wysoki standard hotelowy oraz odrobinę szaleństwa, dzięki której ten wyjazd dla nas był niezapomniany.
KOSZTY PONIŻSZEGO SCENARIUSZA
W zależności od kursu dolara koszty poniższego programu (włączając ceny biletów lotniczych) mogą się wahać się w granicach 5-8 tysięcy PLN za osobę. W cenie zawarłem wszystkie transfery, przejazdy, hotele, wyżywienie (tam, gdzie wskazane w opisie), śniadania w hotelach, wejście do Tower Club Longue w hotelu Lebua w Bangkoku.
Oczywiście traktujcie te kwoty jako szacunkowe. Po pierwsze, w hotelach z cenami różnie bywa – my trafiliśmy na bardzo dobre okazje, a po drugie nikt nikomu do talerza nie zaglądał 🙂
Koszt samych lotów z Warszawy do Bangkoku oraz z Bangkoku na Koh Samui to około 2500 – 3000 PLN (1700 PLN lot Warszawa – Pekin – Bangkok oraz 800 PLN lot Bangkok – Koh Samui).
NAJPIERW TRZEBA DOLECIEĆ – DZIEŃ PIERWSZY
Wylot z lotniska Fryderyka Chopina w Warszawie na pokładzie China Air. Niestety długi transfer w Pekinie, ale coś za coś – bilet kosztował zaledwie 1700 PLN. W Pekinie dramat – na lotnisku zimno, otwarta jest jedna restauracja. Do miasta nie można wyjść, bo Chińczycy otworzyli tylko jedno okienko, w którym wydają wizy transferowe. Akurat wylądował milion jumbo jetów, więc w kolejce stoi sto milionów ludzi…
Po trzech godzinach stania w jednym miejscu rezygnujemy, zakładamy czapki, szaliki i szukamy dużego okna z wpadającym do środka słońcem.
15 godzin później ruszamy do Bangkoku.
MAGICZNY WIDOK Z VERY HIGH BALKONU – DZIEŃ DRUGI
Przylot do Bangkoku i odprawa na lotnisku przechodzą bez żadnych komplikacji.
Teraz trzeba ogarnąć transfer do hotelu Lebua at State Tower w Bangkoku. Jedziemy Uberem, koszt około 40 PLN, w tym wliczona cena za przejazd przez bramki na autostradzie. Tajowie są z natury uczciwi, ale słyszałem o takich, którzy za bramki na autostradzie doliczają 200 bathów. Wiedzcie więc, że ten koszt jest już wliczony w wycenę Ubera (który teraz w Tajlandii nazywa się już chyba Grab).
Lebua at State Tower to luksusowy hotel położony w niewielkiej odległości od Chinatown oraz jednej z głównych południowych przystani łodzi kursujących po rzece Menam.
Nasze pokoje znajdują się w części Tower Club, oferującej zakwaterowanie na najwyższych piętrach hotelu, z widokiem na rzekę lub na miasto. Do dyspozycji gości Tower Club hotel oddaje luksusowy salonik Tower Club Executive Lounge, który przez cały dzień bezpłatnie serwuje doskonałe przekąski i najlepszej jakości alkohol i drinki. Już drugiego dnia bawiła nas podejrzliwość „nowych”, którzy w saloniku na wszelki wypadek zamawiali wodę, najprawdopodobniej w obawie przed wysokimi kosztami alkoholu. Nic dziwnego, w Tower Club leją najlepsze procenty, aż trudno uwierzyć, że są one wliczone w cenę pokoju..
Z każdego pokoju goście mogą wyjść na prywatny balkon, z którego rozciąga się niesamowita panorama na Bangkok. Nasz balkon był zamknięty na klucz, ale boy hotelowy na naszą prośbę natychmiast otworzył drzwi, ostrzegając tylko, że „mister, very high”.
PIERWSZE KROKI – ONE NIGHT IN BANGKOK
China Town
Chińska dzielnica w Bangkoku jest jednym z najbardziej popularnych rejonów miasta. To setki ulicznych straganów i raj dla smakoszy. Chinatown żyje przez całą dobę, oferując wiele atrakcji i niezapomniane wrażenia. Pierwszy dzień w Tajlandii nie może obyć się bez spróbowania dań prawdziwej, tajskiej kuchni, serwowanych i przygotowywanych na ulicy. Tajskich, mimo, że jesteście w China Town. Taka zagadka…
Kac Vegas w Bangkoku
Po powrocie do hotelu nie można pominąć wizyty w jednym z najwyżej położonych barów świata (blisko 300 metrów), z zapierającym dech w piersiach widokiem na cały Bangkok. Sky Bar znajduje się na dachu hotelu Lebua at State Tower i codziennie odwiedzany jest przez setki turystów. To właśnie tutaj kręcone były słynne sceny z filmy Kac Vegas w Bangkoku, a bar od tamtej pory serwuje kultowy koktajl Hangovertini. Goście hotelu mogą dostać się do baru omijając długie kolejki. Dla gości Tower Club są dostępne oddzielne windy, więc na górę wjedziecie jak VIP-y 🙂
PRZYGODY Z PRZEWODNIKA – DZIEŃ TRZECI
Rejs po rzece Menam
Do największych atrakcji Bangkoku dotrzemy łodzią. Łodzie są jednym z podstawowych środków transportu w stolicy Tajlandii, a rzekę Menam przemierzają ich każdego dnia tysiące. Rejs pozwoli na dotknięcie prawdziwego, codziennego życia mieszkańców Bangkoku i zobaczenie azjatyckiej metropolii z zupełnie innej perspektywy.
Łodź wybieramy także z innego powodu – Bangkok jest diabelsko zakorkowanym miastem, a łodź z naszej przystani płynie do centrum zaledwie około 25 minut. I do tego kosztuje kilka złotych.
Wat Arun
Wat Arun, czyli Świątynia Świtu. Jeden z najbardziej znanych symboli Bangkoku, położony w dzielnicy Bangkok Yai, na zachodnim brzegu rzeki Menam. Pełna nazwa świątyni to… Wat Arunratchawararam Ratchaworamahavihara. Powodzenia.
Aby dostać się na drugą stronę rzeki z przystani łodzi, należy przesiąść się w inną łódź, która kursuje wyłącznie w poprzek. Trzeba kupić nowy bilet za jakieś 20 groszy…
Kompleks Pałacowy
Kolejne 20 groszy i wracamy na wschodni brzeg rzeki. Wielki Pałac Królewski to kompleks budynków nad wschodnim brzegiem rzeki Menam. Od XVIII do śmierci Anandy Mahidola w 1946 roku był oficjalną rezydencją władców Tajlandii. Kompleks pałacowy otoczony jest murem obronnym o łącznej długości blisko 2 kilometrów i zajmuje powierzchnię 218 400 m². Jedną z najważniejszych części pałacu jest Wat Phra Kaew, „świątynia szmaragdowego Buddy”.
Wat Pho – Świątynia Leżącego Buddy
Wat Pho to największa i najstarsza świątynia w Bangkoku. Jej centralnym puntem jest ogromny posąg Buddy. Na terenie kompleksu znajduje się kilkanaście mniejszych budynków, na miejscu możliwe jest także skorzystanie z tajskiego masażu. W cenie biletu dostajemy butelkę wody i wolny czas.
Widzieliście kiedyś 150 milionów dolarów w złocie? Warto zobaczyć leżącego buddę choćby z tego powodu.
WIECZORNE ZABAWY – KARALUCHY DO PODUCHY
Dzielnica Khao San i Khao San Night Market
Khao San to dzielnica, a właściwie kwadrat zamknięty w kilku ulicach. Miejsce tłumnie odwiedzane zarówno przez backpackers’ów, jak i bardziej wymagającą klientelę. To tu można spotkać turystów z całego świata i bawić się na ulicy do białego rana. Wzdłuż chodników i budynków wypełnionych barami, salonami masażu, restauracjami i dyskotekami kłębią się barwne tłumy. Khao San Night Market to także jedno z nielicznych miejsc w Bangkoku, gdzie prosto z ulicznego rusztu można spróbować takich przysmaków, jak skorpiony, larwy jedwabnika, szarańcza, pająki czy karaluchy.
Raz kozie śmierć. Skoro już ktoś to robactwo zgrilował… Decyduję się na skorpiona, konika polnego i karalucha. Choć tak właściwie to nie jest karaluch, tylko coś, co nazywa się water bug. Ale wygląda zupełnie jak karaluch, a że to water bug dowiedziałem się już kiedy był w moim żołądku.
Skorpion jest jak suche kawałki kości i nie ma absolutnie żadnego smaku. Konik polny przypomina zapachem i smakiem uschnięte siano. Karaluch vel water bug jest najgorszy, bo jego odwłok pozostał miękki. Przypomina mieszankę siemienia lnianego z grzybami. Połykam, zapijam zimnym piwem i udaję się na zasłużony masaż.
Masaż tajski
Tego punktu wyprawy nie można pominąć. Do wyboru kilka opcji, od masażu stóp, przez masaż pleców, karku i głowy do masażu całego ciała. Masaż tajski jest typem tzw. głębokiego masażu. Stanowi on sekwencję technik, stanowiących połączenie akupresury ważniejszych punktów na ciele człowieka z elementami pasywnej jogi, rozciągania i refleksologii. Niesamowicie odprężający i energetyzujący.
Jeśli jesteście początkujący, albo mało odporni na ból, uprzedźcie masażystkę. Inaczej po kilku minutach zabijecie ją własnymi rękami. Na początek polecam delikatny masaż relaksujący, nie porywajcie się od razu na klasyczny thai massage.
SPUSZCZENI W KANAŁ – DZIEŃ CZWARTY
Kanały Bangkoku – prawdziwa strona miasta
Z przystani Sathon Pier ruszamy w kilkugodzinny rejs wąskokadłubową łodzią, która zagłębi się w gęstą sieć kanałów, otaczających Bangkok. Zobaczymy prawdziwą część miasta, która jest zupełnie odmienna od wyobrażeń z turystycznych katalogów. Kanały poprowadzą nas wzdłuż ogrodzeń licznych świątyń, farmy waranów i krokodyli. Pozwalają zmienić nasz obraz Bangkoku i zobaczyć miejsca niedostępne dla pieszych turystów. Ostatni fragment poprowadzi rzeką Menam, z której z zupełnie innej strony zobaczymy największe atrakcje turystyczne, odwiedzone już dzień wcześniej. Koszt wynajęcia łodzi wyniósł 800 bathów, czyli około 100 pln.
Dzielnica Silom i Silom Night Market
Dzielnica Silom i nocny market to kolejny punkt na handlowo-rozrywkowej mapie Bangkoku. Znajduje się kilkanaście minut spacerem od hotelu Lebua at State Tower. Silom, znana przede wszystkim jako „dzielnica rozpusty” to także liczne bary, uliczne stragany z towarami z całego świata i oczywiście wszechobecne tajskie uliczne jedzenie.
Nocny targ zamykany jest około 1:00 nad ranem. Uwaga na ladybojów!
CZAS NA KOH SAMUI – DZIEŃ PIĄTY
Wymeldowanie z Lebua at State Tower i transfer na lotnisko w Bangkoku zajmują chwilę. Znów używamy Ubera, na lotnisku jesteśmy po 40 minutach.
Lotnisko Koh Samui samo w sobie jest swoistą atrakcją turystyczną. Nazywane także „Garden Airport” ze względu na swoją budowę. Praktycznie całe lotnisko, łącznie ze strefami przy bramkach oraz strefą odbioru bagażu znajduje się… na świeżym powietrzu, na terenie otoczonym palmami i wielobarwną roślinnością.
Ruszamy dalej, znów korzystamy z aplikacji, tym razem to NavigoThailand – na wyspie nie działa Uber. Melati Beach Resort to kolejny, dokładnie wyselekcjonowany, luksusowy kompleks hotelowy. W pokojach znajdujemy luksusowe dodatki i lokalne smakołyki. Część bungalowów wyposażona została w zewnętrzne jacuzzi. Ja się decyduję, panie nie – po ścinach biegają kolorowe jaszczurki, więc siedzenie w wannie na tarasie absolutnie nie wchodzi w rachubę.
Na szczęście hotel oferuje duży basen ze słodką wodą, doskonałe, obfite i różnorodne śniadania oraz prywatną plażę. Na terenie hotelowej plaży dostępny jest także mini salon masażu tajskiego, oferowanego w bardzo rozsądnych cenach.
DO GÓRY BRZUCHEM – DZIEŃ SZÓSTY
Dzień odpoczynku. Plaża, masaż przy szumie morza. Tak przyjemny, że usnąłem w trakcie…
NA PODBÓJ KOH SAMUI – DZIEŃ SIÓDMY
Wielki Budda
W Świątyni Wat Phra Yai, na północno-wschodnim krańcu Koh Samui, swoje miejsce znalazł Wielki Budda. 12-metrowy, złoty posąg można zobaczyć z odległości kilku kilometrów. Świątynia znajduje się na małej wysepce Koh Farn, połączonej z głównym lądem wąską groblą. Big Budda to jeden z głównych punktów orientacyjnych na wyspie Koh Samui.
Dodatkowo z wielkiego tarasu położonego wokół posągu roztacza się cudowny widok na wyspę. Warto wypluć płuca wchodząc po iluśtamset schodach na świątynne wzgórze.
Koh Samui
Największe miasto na wyspie oferuje także największe atrakcje. Od lokalnych sklepów z przyprawami i kosmetykami, przez kluby, dyskoteki i restauracje, po ciągnące się wzdłuż wschodniego wybrzeża plaże. Dużo lokalnego kolorytu i okazja na kilka dobrych drinków w jednym z (u)licznych barów.
Drag Queen show
Atrakcja o tyle kontrowersyjna, co interesująca. Drag Queen Show nie ma nic wspólnego z sex klubami oraz sex turystyką, z których słynie Tajlandia. Na ławkach w prowizorycznych „teatrach” często można spotkać całe rodziny z dziećmi i nastolatkami, występy nie mają żadnych podtekstów i uznawane są w Tajlandii za swego rodzaju sztukę. Ci, którzy występują na scenie w trakcie półgodzinnego pokazu uważają się za poważnych artystów i podchodzą do swojej pracy z ogromną uwagą i starannością.
Wejścia na pokazy są zazwyczaj bezpłatne, ale w zamian w dobrym guście jest zamówienie drinka lub napoju za kilka – kilkanaście złotych. Warto, jeśli w zamian podrywać Was będzie sama Marylin Monroe!
ARCHIPELAG FIVE ISLANDS – DZIEŃ ÓSMY
Grandpa & Grandma Rocks
Ósmego dnia, w drodze do przystani, z której popłyniemy dookoła Five Islands, zatrzymujemy się na wschodnim wybrzeżu, by zobaczyć znajdujące się tuż obok siebie skały Grandma i Grandpa. Obie do złudzenia przypominają męskie i żeńskie… narządy płciowe. Wybryk natury stał się jedną z największych atrakcji turystycznych na wyspie i przyciąga co roku dziesiątki tysięcy turystów.
Thai Local Food
Kilka kilometrów przed Sunset Beach zatrzymujemy się w lokalnym barze, znajdującym się obok niewielkiej, prywatnej plantacji bananowców. Bar jest regularnie odwiedzany przez lokalnych mieszkańców wioski oraz chmary dzieci wracających ze szkoły. Po kilku dniach w Tajlandii jedzenie na ulicy będzie dla Was już zupełną normalnością, ale to miejsce na pewno na długo pozostanie w Waszej pamięci. Po pierwsze dlatego, że jedzenie było doskonałe. A po drugie, bo każdy pracownik SANEPIDU dostałby tu najpierw nerwicy, a później zapaści.
Sunset Beach / Rejs Five Islands
Po krótkim odpoczynku na plaży Taling Ngam płyniemy rybacką dżonką w stronę dziewiczego archipelagu Five Islands. To pięć wysp, które wyrastają kilkadziesiąt metrów ponad powierzchnię morza. Wyspy są zamieszkałe przez pojedynczych zbieraczy ptasich gniazd, które są podstawowym składnikiem zupy Yan Wo, uznawanej za potężny afrodyzjak. Gniazda są także przysmakiem eksportowym, hurtowo wysyłane są między innymi do Chin, kilogram takich zebranych ręcznie gniazd kosztuje około 1000 dolarów!
Rejs wynegocjowaliśmy z lokalnym rybakiem wskazanym nam w pobliskim barze. 3 godziny pływania, chwila na malutkiej plaży na jednej ze skał i niezapomniane wrażenia kosztowały nas 80 złotych.
CZAS NA ŚRODEK WYSPY – DZIEŃ DZIEWIĄTY
Wodospady Na Mueang
Na Muaeng to jedno z najciekawszych i najpiękniejszych miejsc na wyspie Koh Samui. Do pierwszego wodospadu (18 metrów) można dotrzeć samochodem, drugi (79 metrów) dostępny jest po półgodzinnym spacerze. Na miejscu znajduje się także lokalna restauracja.
Sekretny Ogród Buddy
Sekret Budda Garden, nazywany też Magicznym Ogrodem. Został ukryty w górach i oferuje niesamowite widoki na wyspę. W ogrodzie znajduje się niezwykła kolekcja rzeźb, które są otoczone gęstą dżunglą. Autorem rzeźb jest tajski ogrodnik, którego pasją, obok hodowli owoców durjana, jest wznoszenie boskich posągów. Pierwszy z nich powstał w 1976 roku.
Safari Park
Miejsce, w którym z bliska można przyjrzeć się dzikim zwierzętom. Słonie wędrują tu po zarośniętych wysoką trawą polach, późnym popołudniem można zobaczyć ich rutynową „toaletę”.
Zachód słońca Laem Yai Beach
Pod koniec dnia docieramy na północno-zachodni kraniec Koh Samui, by ze szklanką mojito w dłoni cieszyć się niesamowitym widokiem słońca zachodzącego nad palmami plaży Laem Yai. Tak dokładnie, to ze szklanką zachód słońca obserwują obie panie. Ja, jako kierowca pije wodę, jak słoń z parku safari. Zemsta za jacuzzi?
PUDEŁKO NICOŚCI – DZIEŃ DZIESIĄTY
W tym dniu nie wydarzyło się ABSOLUTNIE NIC. Plaża, masaż, plaża, drinki z palemką, plaża, kolejne drinki, basen… Po wakacjach trzeba przecież odpocząć!
POWRÓT DO BANGKOKU – DZIEŃ JEDENASTY
Transfer na lotnisko Koh Samui i lot do Bangkoku odbywają się bezproblemowo. Lecimy liniami Bangkok Airways, które same określają się jako „linie butikowe”. I coś w tym jest. W środku różowiutko, elegancko i przytulnie. Dostajemy metalowe sztućce i prawdziwe szklanki.
Lot trwa około 50 minut i przez ten czas stewardesy mają czas:
- podać napoje przede startem
- podać ciepły posiłek
- zapytać, czego chcemy się napić i natychmiast to dostarczyć
- sprzątnąć elegancko i błyskawicznie
- uśmiechać się non-stop
W Bangkoku mamy już tylko chwilę na wydanie ostatnich bathów, wsiadami do kolosa China Air i fruniemy w stronę zimnego Pekinu i jeszcze zimniejszej Warszawy…
W DOMU – DZIEŃ DWUNASTY
Szkoda, że to nie dzień pierwszy…
Хорошая статья
Super. Tylko scenariusz trochę kosztowny w porównaniu do biura podróży.
Ale za to jakie wspomnienia!