Wycieczka za złotówkę. Wystarczy wsiąść do…
11 stycznia 2022Bangkok jest tak ogromny, że nie da się go poznać w kilka dni. Ba, nie da się go poznać w kilka tygodni. Można tu mieszkać miesiącami, a wciąż zza rogu będą wyskakiwać nowe doświadczenia. Szczególnie, jeśli sami ich szukamy.
Pomysł ani nowatorski, ani jakoś specjalnie odkrywczy. Wsiadamy do autobusu i jedziemy, aż nam się znudzi. Wtedy wysiadamy i włóczymy się po okolicy. Tak właśnie zrobiliśmy, wskakując w rozklekotaną 18-stkę, która parkuje na przystanku pod naszym lokum.
Zazwyczaj 18-stką jeździmy do centrum, bo to szybki i super tani środek lokomocji. Tym razem jedziemy w zupełnie odwrotnym kierunku, na północ od Bangkoku. Bilet kosztuje 8 bathów, na mapie widać ciągnące się zabudowania na dalekich obrzeżach miasta. Ale jest też ogromny nocny market – a to miejsca, w których zawsze jest ciekawie. A nawet, jeśli nie wydarzy się tam nic, co rzuci nas na kolana, jednego możemy być pewni – na pewno nie wrócimy głodni. Ten jest lokalny, pewnie nie będzie tam tylu turystów, co na Chatuchak – największym bazarze w mieście.
Autobus może być przygodą
Z autobusami w Bangoku to jest tak, że można by napisać o tym osobną książkę. Jeżdżą jak chcą, czasem nie ma ich godzinę, a później podstawiają się w rządku po trzy albo cztery. Nie ma siły. Trzeba cierpliwie stać i czekać. Nie wiadomo, czy podjedzie autobus z klimatyzacją, czy bez. Nowy, czy stary. Pełna loteria.
Czasem zdarzało nam się przepuszczać jeden albo dwa klimatyzowane, bo w środku jest jak na Syberii i łatwo złapać ból gardła. Tylko później za karę czekaliśmy pół godziny, bo następny jakoś nie chciał podjechać. Ale ponieważ nigdzie nam się nie spieszy, nie mamy z tym problemu.
Takie nieklimatyzowane autobusy mają swoje zalety. Zazwyczaj nie mają szyb, więc widać z nich dużo więcej. Często mają drewnianą podłogę, więc czujemy się jak w wozie drabiniastym. No i o to chodzi – w końcu jesteśmy tu po to, żeby łapać lokalny klimat. A Bangkok nadaje się do tego idealnie.
Wskakujcie z nami na pokład – jedziemy do Nonthaburi – satelity Bangkoku, miasta, w którym mieszka pół miliona ludzi.