CHCECIE MIEĆ PORSCHE 918 SPYDER?

CHCECIE MIEĆ PORSCHE 918 SPYDER?

23 listopada 2013 0 przez Adrenaline

Każdy miał kiedyś swoja ulubiona zabawkę. Taką, która zawsze była pod ręką. Taką, która z dumą zajmowała główne miejsce na półce w dziecinnym pokoju. Ja miałem też bogatego wujka w Skandynawii (bo przecież każdy zza żelaznej kurtyny MUSIAŁ być bogaty) i ów wujek nierozerwalnie związany był z moją ulubiona zabawką.

To właśnie od niego dostałem – jak wtedy nazywaliśmy takie cuda – „żelaźniaka” marki Porsche 910. Był to zwykły, jak dzisiaj może się wydawać, Matchbox w kolorze czerwień strażacka. Dzisiaj zwykły, ale lata temu zupełnie niesamowity. Tak niesamowity, że koledzy z klasy ustawiali się w kolejce, żeby go zobaczyć – bo o dotykaniu nie było mowy, przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie najlepsi kumple dostępowali zaszczytu podrzucania tylnego zawieszenia, które sprężynowało odbijając się od blatu biurka w moim pokoju.

Dzisiejsi nastolatkowe nie zrozumieją, coż tak magicznego mogło być w sprawdzaniu stanu resorów, ale wtedy oddawaliśmy się tej czynności godzinami, zapominając o lekcjach, drugim daniu i kolejnym odcinku „Załogi G”. Zresztą z owym samochodzikiem związany jest także jeden z najgorszych pomysłów w moim życiu, bo pewnego dnia przyszło mi do głowy, żeby go pomalować. Błyszczał srebrną, fluorescencyjna farbą (też cudo jak na tamte czasy), ale nigdy nie był już taki sam. Od tamtej pory nie pomalowałem już nic innego poza ścianami w sypialni.

Zapewne właśnie ten mały Matchbox spowodował, że Porsche stało się dla mnie marka magiczną a jednocześnie skrajnie nieosiągalną. Jeśli wtedy ktokolwiek powiedziałby mi, że w XXI wieku będę siedział za kierownicą dziewięćset jedenastki na Oulton Park, mógłbym tylko popukać się w głowę i odesłać delikwenta na oddział psychiatryczny na Sobieskiego. Po 20 latach musieliby go wypuścić a ja płaciłbym odszkodowanie do końca życia.

W ciągu tych 20 lat zmieniły się także moje motoryzacyjne preferencje. Porsche nie jest już marzeniem numer 1, bo stałem się wielbicielem amerykańskiej motoryzacji. Wiem, że amerykańskie samochody są toporne jak bizon i kapryśne jak rozpieszczony dzieciak z Beverly Hills, ale mają za to duszę. To temat na zupełnie inną historię, więc wróćmy do Porsche.

Nie bez powodu przypomniałem sobie mojego 910 czerwień strażacka, bo oto niemiecki producent rozpoczął sprzedaż supersportowego Porsche 918 Spyder. Pomińmy dane techniczne, bo w przypadku Porsche nie mają one większego znaczenia, choć 500KM robi wrażenie a hybrydowy napęd pozwalający spalić zaledwie 3 litry na 100 kilometrów jest przynajmniej ciekawy. Spyder zostanie wyprodukowany w limitowanej liczbie 918 egzemplarzy. Stary pomysł, który jak zwykle się sprawdza – jeśli coś jest ekskluzywne to na pewno znajdą się chętni.

Zapisywać można się już teraz, a pierwsze egzemplarze zaparkują na brukowanych ręcznie ciosanym granitem podwórkach bogatych biznesmenów w 2013 roku. Jeśli macie w kieszeni zbędne 645 tysięcy Euro, taka okazja może się już nie powtórzyć. Aha, cena może się wahać w zależności od stawek VAT i podatków w poszczególnych krajach. Co tam, najwyżej dołożycie kolejne 100 tysięcy i będziecie właścicielami samochodu,. Którym nigdy nie wyjedziecie na ulicę, bo po co?

Wiem, że 645 tysięcy to spora kwota, ale nie martwcie się, dla tych, którzy nie uciułali jeszcze takiej sumy, Porsche przygotowało super ofertę. To prawie jak promocja w supermarkecie – możecie zafundować sobie substytut w postaci 911 Turbo S „Edition 918 Spyder”. Też będzie ich niespełna tysiąc, a szczęśliwy nabywca otrzyma niepowtarzalną okazje przeżycia chwil uniesienia podczas obcowania z jaskrawozielonymi akcentami, wyszywanym logo, designerskimi zegarami i – co najważniejsze – podświetlanymi nakładkami na progi, bez których wrażenia byłyby niewątpliwie niepełne. A, zapomniałbym o umieszczonej w pokrywie schowka plakietce informującej, że jesteście właścicielami limitowanej serii. Cena na razie nieznana, ale ma być taniej.

I niech nie zwiedzie Was nieco ironiczny ton tego, co przed chwilą przeczytaliście. Zarówno 918 Spyder jak i 911 Turbo S (nawet bez podświetlanych progów) to samochody, w których każdy chciałby choć na chwile usiąść. Poczuć warkot silnika i z przerażeniem w oczach obserwować, jak błyskawicznie wskazówka obrotomierza wchodzi na czerwone. Zapewne po kilku kilometrach doszlibyście do wniosku, że jazda takim cudem to mordercza katorga, ale nigdy nie bylibyście już tacy sami. Jak mój 910 czerwień strażacka.

Pozdrawiam

Adam Widomski

*ŻELAZNA KURTYNA – młodszym czytelnikom wyjaśniam, że wcale nie była zrobiona z żelaza. Właściwie to wcale jej nie było w sensie fizycznym ale przez lata istniała w naszych głowach. To, co było za nią, było inne, lepsze, bardziej kolorowe, choć ówczesne władze starały się nam udowodnić, że jest zupełnie inaczej. Bezskutecznie.

*Porsche 910 – samochód wyścigowy produkowany w latach 1967-68, bazujący na modelu 906. Wyprodukowano 15 sztuk, które walczyły na wyścigowych torach całego świata. Samochód miał 13-calowe (!) felgi z jedną śrubą mocującą. W efekcie nie nadawał się do jazdy po ulicach, ale takie rozwiązanie oszczędzało czas podczas zmiany opon.

*Załoga „G” – animowany serial emitowany w czasach, gdy wisiała nad nami Żelazna Kurtyna (patrz wyżej). Główny punkt wakacyjnego pasma dla małoletnich, zwanego „Teleferie”. Każdy chłopak wrzeszczał podczas zabawy na podwórku „Transformacja!” i wydawało mu się, że staje się kimś zupełnie innym.


ZOBACZ TAKŻE: