Czy leci z nami Vettel?
4 lipca 2011Budzisz się rano, myjesz zęby, wrzucasz parówkę do mikrofali i czekasz na brzdęknięcie ekspresu do kawy. Jest 7:30, więc za chwile trzeba odstawić dzieciaka do szkoły. Przeglądając najnowsze informacje na ekranie wbudowanym w kuchenny stół, wysyłasz SMS-a z namiarami GPS do … zaparkowanego przed domem samochodu.
Inteligentna maszyna zamknie drzwi, sprawdzi, czy młodociany jest zapięty i zawiezie go przed bramę podstawówki. Za 20 minut zaparkuje ponownie przed wjazdem do Twojego domu i odeśle info „Już jestem”.
Abstrakcja? Na razie tak, ale w przyszłości być może będzie to nasza zwykła codzienność. Pierwszym krokiem ku całkowitej zmianie rozumienia słowa „samochód” może być zaprezentowany przez Volkswagena system zbudowany w ramach projektu badawczego HAVE-IT (Highly Automated Vehicles for Intelligent Transport).
Zresztą samo rozumienie polskiego „samochodu” dawno temu odkryli nasi przyjaciele zza południowej granicy, dla których to powód do dużej radości. Tak, to prawda, nie tylko my opowiadamy dowcipy o czeskim języku. Kiedy jeszcze byłem radiowym DJ-em, miałem znajomą, która z kolei za Czecha się wydała. I ów Czech pokładał się ze śmiechu, kiedy słyszał, że mówimy o „samochodzie”. Jak to, sam chodzi? Ha ha ha !!! Oczywiście natychmiast odwdzięczałem się słynnym „poruha na ripadle” (awaria koparki) i byliśmy kwita. No prawie kwita, bo Czech zawsze dokładał na koniec, że polskie piwo do niczego się nie nadaje.
Ale wróćmy do zautomatyzowanego SAMO-CHODU. System Volkswagena nazywa się TAP (nie mylić z portugalskimi liniami lotniczymi) i oznacza zwykłe Temporary Auto Pilot. To pewien rodzaj hybrydy pomiędzy używanym od wielu lat tempomatem a inteligentnym pojazdem, który będzie SAMO-CHODZIŁ.
Otóż auto, które zostanie w taki system wyposażone, będzie automatycznie utrzymywało odległość od poprzedzającego samochodu, sprawdzi, czy przypadkiem nie zjeżdżamy ze swojego pasa, zredukuje prędkość na zakrętach, nie pozwoli na wyprzedzanie z prawej strony i zastosuje się do ograniczeń. Pomoże także w miejskim korku – samo będzie przesuwać się w kolejce ślimaczących się kierowców. To wszystko zadziała do 130 km/h, czyli prędkości dozwolonej na autostradach w większości europejskich krajów.
Do pełnej automatyki jeszcze daleko, ponieważ TAP musi być ciągle kontrolowany przez czynnik ludzki, czyli kierowcę. Podobnie jak tempomat – niby sam jedzie, ale każde wciśnięcie hamulca lub gazu powoduje, że samochód natychmiast poddaje się woli swojego pana i władcy.
Wszystko fajnie, ale zapominamy o jednym, małym drobiazgu. O ile mikrofalówka albo ekspres do kawy pełnią funkcje wyłącznie użytkowe (nie spodziewam się, by ktokolwiek czerpał przyjemność ze sterowania przelewem wody w ekspresowym podgrzewaczu), o tyle jazda samochodem, poza podstawową funkcją, czyli przemieszczaniem pasażerów z punku A do punktu B, powinna sprawiać także przyjemność. Przynajmniej tak jest w przypadku normalnego, zdrowego faceta, który cieszy się jak dziecko, kiedy pod maską zaczyna bulgotać żywy – jego zdaniem – organizm.
Nie wiem, czy byłbym w stanie przyzwyczaić się do samochodu, w którym spełniałbym rolę wyłącznie obserwatora – chyba nie. A wyobrażacie sobie wyścigi F1, w których kierowca z założonymi rękami odlicza okrążenia do mety? Wiem, to trochę za dużo i za daleko, ale już mam przed oczami najczarniejszy scenariusz, który na razie niech pozostanie totalną abstrakcją.
Idę odpalić moje 300 KM . Bez żadnej elektroniki.