OPONY ZIMOWE. TAK, CZY NIE?

OPONY ZIMOWE. TAK, CZY NIE?

29 października 2014 0 przez Adrenaline

Co roku powraca dyskusja dotycząca użytkowania opon zimowych. Zakładać, czy nie? W listopadzie, czy w październiku? Na śniegu, czy na mokrym asfalcie? Za większością tych dylematów stoi ekonomia, a dokładnie grubość portfela.

Dobre opony zimowe są drogie, nie wszyscy mają je gdzie przechowywać, co także generuje dodatkowe koszty. Ale, jeśli zastanowimy się nad tym nieco głębiej, argument ekonomiczny można całkiem łatwo podważyć. Opony letnie albo uniwersalne, używane przez cały rok, zużywają się zdecydowanie szybciej, niż wtedy, kiedy zakładamy je na kilka miesięcy.

W drugą stronę – zimowa opona, niezdjęta z felg Waszego samochodu wystarczająco wcześnie, zedrze się jak jabłko na grubej tarce. Jest bardziej elastyczna, w efekcie bardziej wrażliwa na działanie wysokich temperatur. Łatwo można więc zrobić sobie kuku i spowodować niezaplanowany wyciek gotówki z portfela.  Producenci sieją postrach? Też niekoniecznie. Łatwiej i taniej byłoby im utrzymywać linię produkcyjną jednego rodzaju opony, a liczba sprzedanych sztuk niewiele by się różniła. Do tego wydają masę pieniędzy na kampanie reklamowe zimowek. Więc, na chłopski rozum, zimowki powinny być dla nich przysłowiowym pryszczem wiecie gdzie.

Skoro zatem obaliliśmy motyw finansowy, choć najprawdopodobniej wielu z Was się z powyższymi argumentami nie zgodzi – takie prawo internetu – przejdźmy do kwestii zdecydowanie ważniejszych, choć często pomijanych, czyli kwestii bezpieczeństwa. Tak, wiem, przecież jesteśmy dobrymi kierowcami, nam się takie rzeczy nie zdarzają, jeździmy uważnie i tak dalej… Ale w końcu chodzi o Wasze głowy, więc być może warto się zastanowić.

Teoretycznie, dla tych, którzy szukają kompromisu pomiędzy rozsądkiem a kosztami, wymyślono oponę uniwersalną. Taka opona sprawdzi się zapewne w średnio-umiarkowanie trudnych warunkach, przy temperaturach, które nie spadają do syberyjskiego poziomu i dodatkowo, jeśli nie napada pół metra śniegu. Być może. Ja jednak jestem zdania, że rzeczy, które są do wszystkiego, zazwyczaj są do niczego. To tak, jak sportowa limuzyna, która nie jest ani limuzyną, ani sportowym samochodem.

Uniwersalna opona ma co prawda lepsze właściwości w zimowych warunkach od opony letniej i zapewne sprawdzi się, jeśli poruszacie się po odśnieżonym mieście na dystansie dom-szkoła-supermarket-dom, ale co, jeśli zima zaskoczy drogowców? Taka guma nie poradzi sobie z warstwą śniegu. Nie mówiąc już o weekendowej wycieczce poza miasto albo, NIE DAJ BOŻE, na zimowe ferie w góry. Guma uniwersalna, w porównaniu do letniej, lepiej odprowadza wodę, błoto, jest też bardziej elastyczna. Ale coś za coś. Nie może mieć takich właściwości, jak „zimowka”, bo w lecie zdarłaby się w ciągu kilku tygodni.

Opony zimowe, według badań, potrafią przenieść na asfalt 5 razy większy moment obrotowy od opony letniej. Oczywiście mówimy tu o ruszaniu na śliskiej lub zaśnieżonej nawierzchni.  Mają całkowicie inny układ bieżnika, który sprawia, że opona wrzyna się w śnieg, zamiast się po nim ślizgać. Fakt, w efekcie maja też zdecydowanie większe opory toczenia, dlatego zimowki są zazwyczaj głośniejsze i mniej komfortowe w użytkowaniu od opon letnich.

Wiemy już więc, że opony zimowe zapewniają największe bezpieczeństwo podczas jazdy w zimowych warunkach. Ale kiedy je zakładać? Teoretycznie istnieje umowna granica 7 stopni Celsjusza. Ale do tej granicy także należy podejść z dużą rezerwą. Bo – znów teoretycznie – komponenty używane do produkcji opon letnich usztywniają ją właśnie poniżej owej magicznej temperatury. Ale w rzeczywistości wielu producentów używa składników, które pozwalają na „zmiękczenie” letniej opony. I znów, niektóre badania dowodzą, że w zależności od modelu opony, czasem letnia trzyma się lepiej od zimowej nawet przy temperaturach poniżej 7 stopni. A ponieważ na plusie i tak nie będzie śniegu ani lodu, zapewne niewiele się stanie, jeśli przełożymy gumy dopiero wtedy, kiedy temperatura niebezpiecznie zbliży się do zera. Nie bardzo więc sobie wyobrażam, w jaki sposób, ustawowo, można wymusić na kierowcach zakładanie zimówek. Konkretna data? Bez sensu, przecież czasem w listopadzie jest +15 i świeci słońce. W Niemczech obowiązuje zasada, mówiąca, że zimowe opony należy założyć, kiedy warunki tego wymagają. Już lepiej, ale co oznacza „warunki tego wymagają”? Być może przeczyta to ktoś, kto mieszka w Niemczech, jeśli tak to prosze o informacje, JAK TO DZIAŁA?

Wnioski? Raczej nie powinniście zrywać się o 4 nad ranem i ustawiać w kolejce do wulkanizatora, kiedy w połowie września zobaczycie na termometrach 6 stopni. Ale kiedy przyjdzie prawdziwa zima, dla własnego bezpieczeństwa załóżcie zimowe opony. Ochronią Wasz samochód, zniżki w ubezpieczeniach a może nawet wasze zdrowie.

A, jeszcze jedno. Opony, podobnie, jak cała masa innych elementów znajdujących się na wyposażeniu Waszego ukochanego samochodu, musza się „dotrzeć”. Klocki hamulcowe muszą się dopasować, nowe tarcze na początku potrafią dziwnie reagować. Podobnie jest z oponami. Guma musi „ułożyć” się odpowiednio i zgrać z Waszym samochodem. Nowe opony zapewniają pełną przyczepność i odprowadzanie wody, błota i śniegu dopiero po około 100 kilometrach, a w przypadku zimowek, musicie poczekać nawet dłużej. Więc zmieniamy, ale bez szaleństw!

Przy okazji: czy zakładanie opon zimowych w okresie listopad – marzec powinno być obowiązkowe?  Wygląda na to, że taki przepis ma spore szanse wejść w życie. Jaka jest Wasza opinia?

AW


ZOBACZ TAKŻE: