Z Bangkoku do Kambodży. Szybki skok
5 kwietnia 2020Decyzja zapadła właściwie w moment. Tak to już u nas jest. Większość decyzji wisi gdzieś tam w powietrzu, a później po prostu zapada. Lecimy z Bangkoku do Kambodży. Dokładnie do Sihanoukville, czyli khmerskiego Sopotu. Później okaże się, że z tym Sopotem to lekka przesada, ale na razie niech tak zostanie.
W ciągu kilkunastu minut wybraliśmy datę i kupiliśmy bilety. Z pełną premedytacją omijamy na razie Siem Reap, chcemy zobaczyć trochę inną Kambodżę niż ta z pocztówek z Angkor Wat w tle. Angkor widzieliśmy już na terenie Wielkiego Pałacu w Bangkoku – stoi tam całkiem sporych rozmiarów makieta najważniejszej khmerskiej świątyni na świecie. Oczywiście makieta, to nie rzeczywistość, ale i tak wybieramy kurs na południe.
Sihanoukville nazwane zostało oczywiście na cześć króla Sihanouka, którego rola w rozwoju państwa oraz w tym, jak potoczyły się losy kraju pod rządami Czerwonych Khmerów jest tak samo niejasna, jak dziś wynoszona na level „SUPERHERO”. Natychmiast nasuwa się porównanie ze wszystkimi Stalingradami i Leningradami…
Plan jest w miarę prosty. Lecimy do Sihanoukville. Stamtąd albo ruszymy dalej, na wyspy, albo zostaniemy przez kilka dni. Później przebijamy się lokalną komunikacją do stolicy Kambodży – Phnom Penh i po kilku kolejnych dniach wracamy do Bangkoku. Bardziej interesuje mnie historia Pola Pola, pola śmierci i najnowsza historia Kambodży niż Angkor. Chcę zobaczyć, jak dziś wygląda miasto, z którego kilkadziesiąt lat temu wysiedlono siłą WSZYSTKICH.
Rano jedziemy Grabem na lotnisko Don Muang w Bangkoku. Godzina lotu i lądujemy w Sihanoukville, a właściwie spory kawałek na wschód od samego miasta. No i tu od razu potwierdza się, że Bangkok jest idealnym miejscem dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z Azją. Lotnisko, transfer, pierwsze wrażenia z Sihanoukville – od razu wiadomo, że Tajlandia w porównaniu do Kambodży jest ekstremalnie nowoczesnym i normalnym krajem.
DO MIASTA ZA 20 DOLARÓW
Z samolotu drepczemy po płycie lotniska do niewielkiego baraku, który stanowi główny budynek portu. Z lotniska do miasta nie kursują żadne autobusy, shuttle, o kolejce nawet nie wspominam. W zamian za to na zewnątrz stoi horda tuk-tukowców, kilkanaście taksówek i vanów. Obowiązuje też jedna stawka za transfer do Sihanoukville. 20 dolarów za samochód, chyba, że zbierzemy większą grupę. Wtedy w vanie zapłacimy 5 dolarów od głowy. To wciąż nie jest majątek, ale w porównaniu do Bangkoku wydaje się mega drogo. Za Graba z naszego apartamentu na lotnisko Don Muang zapłaciliśmy 150 bathów, czyli jakieś 18 złotych polskich.
Przy wyjściu wpadamy na dwójkę Anglików, którzy wypłacają gotówkę z bankomatu. Po krótkiej rozmowie dołączamy się do ich transferu, więc możemy w ten sposób podzielić koszty. Oni chcą jeszcze dziś ruszyć na wyspy, ale ostatnia łódź odpływa o 17:00, więc prawdopodobnie nie zdążą i czeka ich szukanie noclegu.
SIHANOUKVILLE, CZYLI CHINA TOWN
Droga do miasta odkrywa prawdziwe oblicze Kambodży. Może nawet nie całej Kambodży, ale tego miejsca. Miejsca, które zostało dosłownie kupione przez Chińczyków. Drogi nie istnieją, przedzieramy się przez place budowy, rozsypujące się niby-ulice, dookoła sterczą kikuty budowanych wieżowców i hoteli. Wszystko za chińskie pieniądze. Bo Chińczycy chcą tu te pieniądze wydawać. To pewnego rodzaju eufemizm, bo tak właściwie, chcą je tutaj prać. Dlatego w mieście powstaje ponad setka kasyn. W Chinach hazard jest zabroniony, a nie ma lepszego miejsca na wypranie gotówki od kasyna. Widok raczej marny, bo jeszcze kilkanaście lat temu plaże wokół Sihanoukville wyglądały jak raj. Były pełne małych barów, dookoła wisiały hamaki, w których leniwie spędzali czas ci, którzy marzyli o świętym spokoju.
Kiedy wreszcie udało się dotrzeć do hotelu, wychodzimy na taras i przez moment czujemy się rzeczywiście jak w raju. Molo wgryza się w morze, po obu stronach ciągnie się plaża. Ale wystarczy spojrzeć w dół, żeby czar prysł. Teraz widać już tylko bałagan, bród i biedę. Bierzemy szybki prysznic i idziemy zobaczyć to na własne oczy. Wy też możecie to zobaczyć – wpadajcie na nasz kanał na YouTube!
Nie zapomnijcie o polubieniu mediów społecznościowych Peaceful Adrenaline: