9 SPOSOBÓW, JAK DOŻYĆ DO WIGILII
9 października 2014Od kilku tygodni użytkownicy jednośladów wspinają się na wyższą półkę motocyklowego wtajemniczenia. A właściwie inaczej. Ci, którzy do tej pory nie mieli zbyt wiele wspólnego z dwoma kołami mają okazję, aby mieć owego wspólnego więcej. Mam na myśli oczywiście zmianę przepisów, które umożliwiają poruszanie się jednośladem o pojemności do 125 centymetrów sześciennych BEZ prawa jazdy kategorii A. Wystarczy zwykłe prawko kategorii B (czyli takie, które umożliwia prowadzenie samochodu) i już. Pod warunkiem, że takie prawo jazdy nosicie w kieszeni przynajmniej 3 lata. Jest jeszcze kilka ograniczeń, miedzy innymi maksymalna moc motocykla albo stosunek mocy do masy własnej. Ale to są drobiazgi, a prawdziwi motocykliści o drobiazgach nie rozmawiają.
Sejm zdecydował, że ustawa obejmuje nie tylko pojazdy z automatyczna skrzynią biegów, ale także te ze skrzynia manualną. W skrócie i w dużym uproszczeniu oznacza to, że mamy teraz zdecydowanie większy wybór, bo możemy przyjrzeć się także ofercie motocykli, a nie wyłącznie większych skuterów. Stwarza to znacznie więcej możliwości wyboru jednośladu, ale…. niesie za sobą także sporo zagrożeń, bo – jak każdy zapewne wie – w motocyklu nie ma drążka i zmiana przełożeń odbywa się w zupełnie inny sposób, którego po prostu trzeba się nauczyć. Prowadzimy zatem (i będziemy prowadzić, jeśli za tydzień nie spadnie śnieg), walkę z nowym sprzętem, który trzeba ujarzmić w sposób najbardziej bezpieczny z możliwych.
Jak nie dać się zabić przed Wigilą?
1. Jeśli nigdy nie mieliście pod sobą motocykla z manualną skrzynią biegów, znajdźcie miejsce, w którym, bez stwarzania zagrożenia dla innych, będziecie mogli przygotować się do wyjazdu na ulice. Opuszczony parking, boisko szkolne (jeśli Was z niego nie wygonią) albo placyk manewrowy to idealne lokalizacje, w których bez ryzyka wjechania pod 15-tonowego TIRa wyszlifujecie swoje umiejętności. Nie próbujcie ruszać do centrum miasta zakładając, że krótkie szkolenie obejrzane na YouTube zrobi z Was mistrzów kierownicy.
2. Jeśli nigdy nie próbowaliście jazdy na ŻADNYM jednośladzie, wróćcie do punktu nr 1 i dołóżcie do tego jeszcze kilka innych elementów. Kluczowym elementem zapewniającym Wam bezpieczeństwo jest wyczucie sprzętu. Nawet, jeśli jest to tylko mały skuter o pojemności 50 centymetrów sześciennych, musicie wiedzieć, gdzie są granice. Ustawcie słupki albo jakiekolwiek inne przedmioty, które będą udawać prawdziwe przeszkody. Pamiętajcie, że im wolniej się poruszacie, tym mniej stabilny jest jednoślad. A ponieważ w mieście zazwyczaj poruszacie się w ślimaczym tempie, wyczucie balansu jest jedną z najważniejszych umiejętności, jakie musicie zdobyć. Inaczej będziecie mieli na plecach wściekłych kierowców samochodów, którym urwaliście lusterka albo zarysowaliście drzwi, woskowane pieczołowicie przez cały weekend. Taki kierowca z wypucowanymi drzwiami jest czasem bardziej niebezpieczny niż 15-tonowy TIR.
3. Postarajcie się wyczuć granice hamowania. Zaciśnięcie rękawiczki na klamce hamulca i zamknięcie oczu nie jest dobrym wyjściem. Zazwyczaj kończy się spektakularnym potrójnym Rittbergerem po którym następuje, w zależności od sytuacji, salto w przód, w tył albo długi slajd. Może oceny za wartość techniczną układu będą wysokie, ale nie zrekompensują kosztów i nie złożą złamanej nogi – w najlepszym przypadku.
4. Skoro już jesteśmy przy hamowaniu, wbijcie sobie do głowy, że dwa koła trzymają się asfaltu zdecydowanie gorzej, niż cztery. Oznacza to, że musicie dokładnie przyglądać się nawierzchni i błyskawicznie oceniać, czy rzeczywiście jest to idealne miejsce do zatrzymania skutera albo motocykla. Plamy oleju, piasek, albo ziemia naniesiona przez wjeżdżające z budowy pojazdy, to Wasi śmiertelni wrogowie. Szczególnie, jeśli znajdą się w najmniej odpowiednim miejscu, czyli na zakręcie. Albo w jeszcze mniej odpowiednim, czyli na SZYBKIM zakręcie.
5. Wciąż hamujemy. Tyłem czy przodem, oto jest pytanie… Kiedy używacie przedniego hamulca, środek ciężkości motocykla i motocyklisty, branych pod uwagę jako jedno ciało, przesuwa się do przodu. Tak ktoś to kiedyś wymyślił i nic się z tym nie da zrobić. W skrócie oznacza to, że przednia opona musi utrzymać w pionie lub pochyleniu zdecydowanie większy ciężar, niż tylna, która w tym samym momencie jest mocno odciążona. Idąc dalej za naukową myślą, dochodzimy do prostego wniosku – przednia opona może po prostu powiedzieć NIE. Szczególnie często obraża się na Was, kiedy obarczacie ją tak ciężką robotą w zakręcie. A jeśli do tego jest to zakręt, na którym, zgodnie z punktem nr 4, ktoś przed chwilą zgubił worek z piaskiem, sprawa jest zamknięta. Znów Rittberger. Tył? Tu sytuacja wygląda odwrotnie. Łopatologicznie, hamowanie tyłem można porównać do sytuacji, w której ktoś łapie Was za bagażnik i ciągnie do tyłu. Mniejszy nacisk na asfalt, zatem zazwyczaj także mniejsza skuteczność. Dlatego warto potrenować na zamkniętym placu i wyczuć, w jakich proporcjach i w jakich sytuacjach używamy hamulców. Podsumowując – hamowanie to trudna sztuka, której opanowanie może uratować Wasz żywot. Drugi wniosek – kiedy przyczepność straci tylna opona, macie zdecydowanie większe szansę na utrzymanie się w pionie. Jeśli będzie to przód – w większości przypadków będzie za późno, aby pomyśleć, komu oddać kolekcję płyt.
6. Myśl do przodu. Dużo do przodu. Ta zasada określana jest – w zależności od określającego – zasadą 10, 12 albo 15 sekund. My nazwiemy ja zasadą kilkunastu sekund, żeby zadowolić wszystkich, którzy wymyślili poprzednie nazwy. No, może z wyjątkiem tego, który obstawał przy dziesiątce. W mieście czyha na dwukołowców cala masa niebezpieczeństw, z których nie zdajecie sobie sprawy. Dlatego właśnie musicie wyprzedzać fakty. Jeśli kilkaset metrów przed sobą widzicie wielki śmietnik, załóżcie, że zza śmietnika może wyjechać bez żadnego ostrzeżenia śmieciarka. Albo cokolwiek innego. Z podporządkowanej ulicy może wypaść na Wasz pas gadający przez komórkę osobnik, który akurat prowadzi ożywioną dyskusję z małżonką. I wielokrotnie nie zrobi tego dlatego, że jest większy i ma gdzieś nadjeżdżającego motocyklistę, ale dlatego, że Was nie zauważy. Nie wychodźcie z założenia, że to przecież WY MACIE PIERWSZEŃSTWO, bo adnotacja na nagrobku „zginął nie ze swojej winy” jest kiepskim pocieszeniem.
7. Pamiętajcie, że w stosunku do kierowców samochodów jesteście równoprawnymi użytkownikami dróg publicznych. Nie silcie się na bezsensowną uprzejmość i nie przytulajcie się ze spuszczoną głową do krawężnika, robiąc miejsce tym, którzy wygodnie siedzą na podgrzewanym fotelu w swoim samochodzie. Jeśli decydujecie się wyjechać w miasto, używajcie pasa ruchu tak, jak wszyscy inni. Jeśli będziecie poruszać się na krawędzi pasa, dacie sygnał kierowcom z czterema kołami na wyposażeniu. Sygnał, mówiący „wepchnij się”. A w sytuacji, kiedy kierowca samochodu będzie musiał wykonać gwałtowny manewr, nie będzie pamiętał, że jesteście obok i bez żadnych skrupułów wystrzeli Was z siodła.
8. Nie oszczędzajcie na elementach wyposażenia, które mogą uratować Wasze życie albo zdrowie. Być może w przypadku pojazdów o pojemności do 125 centymetrów przesadą byłoby wbijanie się w skórzany kombinezon, kiedy żona wyśle Was po jajka, ale nie możecie zapomnieć o tym, że motocyklista, który rozstanie się wbrew swojej woli z siodełkiem, nie ma pasów, poduszek powietrznych i innych czterokołowych gadżetów. Całkowite minimum to dobre rękawiczki i kask. Rękawiczki uratują waszą skórę nawet w przypadku drobnej przygody zakończonej lądowaniem na podwórku. No bo przecież człowiek z natury będzie wystawiał ręce, kiedy nieoczekiwanie postanowi spotkać się z gruntem. A kask? Kask chroni Wasz procesor, twardy dysk i centrum zarządzania resztą ciała. Zapomnijcie więc o garnkach, które za 35 PLN można kupić w serwisach aukcyjnych. Lekarz będzie miał sporo pracy wyjmując z Waszej głowy setkę odłamków, jeśli jeszcze będzie miał je z czego wyciągać. Osobiście nie polecam też otwartych kasków. Spotkanie z pszczołą albo nawet wielką muchą nie należy do przyjemności, kiedy jedziecie z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Zarówno dla Was jak i dla muchy. I jeszcze kurtka – najlepiej skórzana. W przypadku lądowania obok Waszego jednośladu, skóra najprawdopodobniej się zetrze, ale nie dopuści do bezpośredniego kontaktu z nieprzyjemną nawierzchnią asfaltu.
9. Bądźcie uprzejmi. Kierowcy w Polsce wciąż nie są przyzwyczajeni do skuterów i motocykli przebijających się przez zatamowane ulice. Kierowca stojący w kilkukilometrowym korku jest wystarczająco wściekły, nie musicie go denerwować jeszcze bardziej. Jeśli ktoś zrobi Wam miejsce, odbije lekko na swoim pasie, dając Wam przestrzeń na przeciśnięcie się pomiędzy lusterkami, kiwnijcie głową albo – jeśli czujecie się wystarczająco pewnie – podnieście rękę. Być może w ten sposób ów kierowca poczuje się trochę lepiej i następnym razem przepuści Was z uśmiechem na twarzy.
Szerokiej, bezpiecznej drogi i bogatego Mikołaja.
AW