Z Sihanoukville do Phnom Penh za 6 dolarów

Z Sihanoukville do Phnom Penh za 6 dolarów

29 listopada 2020 0 przez Adrenaline

Z Sihanoukville do Phnom Penh za sześć dolarów można dojechać zwykłym, rejsowym autobusem. Na autobusową podróż zdecydowaliśmy się wcale nie dlatego, żeby ratować budżet, ale przede wszystkim dlatego, żeby po drodze zobaczyć jak wygląda zwykła, khmerska Kambodża. I na pewno było warto.

O ile azjatyckie samoloty latają wtedy, kiedy chcą, o tyle tutejsze autobusy odjeżdżają w miarę punktualnie. Tyle, że to też jest azjatyckie „w miarę”. Tylko nie wrzucajmy w ten worek całej Azji. W Korei Południowej w której spędziłem kilka tygodni wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. W Japonii, w której jeszcze nie byłem, podobno też wszystko jest tak, jak napisane. Ale tu, w Azji południowowschodniej, czas liczy się inaczej.

CZAS AZJATYCKI

No więc nasz autobus odjechał z godzinnym opóźnieniem. Nikt się tym zupełnie nie przejmował, może z wyjątkiem kilku turystów z zachodniej Europy, dla których rozkład jazdy jest święty. Podreptali nerwowo w miejscu, dopytali w autobusowym kantorku na molo w Sihanoukville, ale kiedy zorientowali się, że generalnie nikt nie ma zamiaru się z niczego tłumaczyć, też odpuścili.

Autobus nie przyjechał w miejsce, w którym mieliśmy się pojawić o 10 rano. On wcale nie przyjechał, tylko czekał na „dworcu” w centrum miasta. A my zasuwaliśmy kilkanaście minut z buta do rozpadającego się samochodu, którym na ów „dworzec” w końcu nas zawieziono. Spokojnie, z uśmiechem na twarzy. Godzina czekania? Oj tam oj tam…

REKLAMA

Autobus był znacznie bardziej komfortowy, niż się spodziewaliśmy. Znów – komfortowy w azjatyckim mniemaniu. W rzeczywistości w Polsce nie ruszyłby na trasę Tłuszcz – Wołomin, bo potencjalni pasażerowie wywiesiliby flagi i wezwali rzecznika praw obywatelskich. Ale tu akceptuje się wiele rzeczy nie do pomyślenia w naszym codziennym europejskim życiu. I na tym polega radość podróżowania po takich krajach jak Tajlandia, Kambodża, Wietnam czy Laos. Bo takich rzeczy nie doświadczycie w naszej nudnej codzienności. W końcu autobus miał fotele, klimatyzację i nawet telewizor, w którym przez całą drogę kierowca z uporem maniaka wyświetlał coś w stylu Khmer – disco. Na cały regulator.

CO STOLICA, TO STOLICA

Podróż zajęła sześć godzin, z czego połowę spędziliśmy wyjeżdżając z Sihanoukville i wjeżdżając do Phnom Penh – stolicy Kambodży. Stolicy, która w porównaniu do Sihanoukville jest jak Wiedeń przy Radomiu (nie mam nic do Radomia, tak mi tylko przyszło do głowy). I w sumie dobrze się stało, że Sihanoukville było naszym pierwszym celem w Kambodży, bo – w kwestii porządku, czystości i ogólnej organizacji wszystkiego – gorzej trafić nie mogliśmy. Więc później było już tylko z górki, a Phnom Penh odebraliśmy jako prawdziwą metropolię. Wciąż brudną, zakurzoną i kompletnie niezorganizowaną, ale mimo wszystko metropolię. Ze sklepami, kawiarniami, pomnikami (króla Sihanouka oczywiście), asfaltowymi ulicami i chodnikami. Czyli z tym wszystkim, czego w Sihanoukville można było szukać do chińskiego nowego roku.

Jesteśmy w stolicy kraju. Mieście, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu było zupełnie… puste. Mieście, które doświadczyło jednej z największych zbrodni w historii ludzkości. Mięscie, z którego reżim Pol Pota wygnał WSZYSTKICH. Dzisiaj widać tu uśmiechnięte twarze, na ulicach stoją kolorowe stragany, wszędzie roi się od skuterów, tuk-tuków, ryksz i wszechobecnego gwaru. Już mi się podoba. Mamy trzy dni na zdobycie Phnom Penh.

Nie zapomnijcie o polubieniu mediów społecznościowych Peaceful Adrenaline:

REKLAMA

ZOBACZ INNE FILMY Z KAMBODŻY


ZOBACZ TAKŻE: