DLACZEGO WARTO RUSZYĆ SIĘ… NIGDZIE
13 marca 2017Długo zbierałem się do napisania tego tekstu. Nie tylko z braku czasu, choć też. Przede wszystkim dlatego, że trudno jest napisać o całodziennej podróży donikąd, nawet, jeśli takie podróże najdłużej pozostają w pamięci. Bierzesz mapę i bum! Pokazujesz palcem punkt, który wydaje się być zupełnie przypadkowym miejscem. Takim, którego nie znajdziesz w przewodniku.
No więc tym razem bum wypadło daleko na południe od Abu Dhabi, gdzieś w okolicach granicy z Arabią Saudyjską. Nic. Pustka. Zero cywilizacji. Po kilku dniach wśród wieżowców i miejskiego zgiełku to dobra okazja, aby odciąć się od rzeczywistości. Mapa pokazała ponad 400 kilometrów po bezdrożach. Nad ranem ruszyliśmy z centrum stolicy Emiratów Arabskich na spotkanie z… no właśnie, nie wiadomo z czym. Oczywiście samochodem, bo jak już wiecie, samochód jest w Emiratach niezbędny (JAK PORUSZAĆ SIĘ PO EGZOTYCZNYM KRAJU?).
Zostawiliśmy za sobą przepych, architektoniczne perełki, mosty i meczet Szejka Zayeda, o którym zresztą zamierzam popełnić oddzielny wpis, bo to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie w życiu było mi dane odwiedzić. Ghweifat International Highway prowadzi na południowy zachód, to droga, która wciąż jest jeszcze w budowie, ale być może kiedy to piszę, jest już gotowa. W Emiratach Arabskich nikt nie czeka na dotacje z Unii Europejskiej.
Po kilkudziesięciu kilometrach skręcamy na południe na drogę E65, która nieco szumnie została nazwana Hameem Highway, choć autostradą na pewno nie jest. Pustynia po prawej, pustynia po lewej. Pustynia z przodu i pustynia z tyłu. Podróżując po Emiratach Arabskich do takich widoków należy się przyzwyczaić, bo pustynne tereny stanowią aż 97% powierzchni całego kraju!
Wybierając się na taką wycieczkę musicie pamiętać o jednym – wzdłuż bocznych dróg nie znajdziecie dużych stacji benzynowych a te, które są, zostały rozmieszczone w sporych odległościach od siebie, więc jeśli macie okazję dotankować samochód, zróbcie to bez zastanowienia. Tym bardziej, że każde tankowanie to powód do dużej radości – oczywiście ze względu na kwotę, jaka znajdziecie na paragonie. Na trasie E65 napotkaliśmy na JEDNĄ stację, znajduje się po lewej stronie około 50 kilometrów na południe od skrętu z Ghweifat International Highway (1).
Pierwszym punktem, w którym warto się zatrzymać na dłużej jest zjazd na pustynię w okolicach Tharwaniyyah – to niewielka wioska (i tu kolejna stacja benzynowa), która nie wyróżnia się niczym z wyjątkiem kilku wąskich ścieżek, którymi można zagłębić się w piaszczyste bezkresy (2). Wystarczy zjechać 500-600 metrów, aby znaleźć się w zupełnie innym świecie. Wysiąść i patrzeć. Zdać sobie sprawę, że jesteście zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy z Arabią Saudyjską, że przed wami setki kilometrów totalnej nicości. Zrozumieć, że ta sama pustynia jutro będzie wyglądała zupełnie inaczej. Bo – jak mówił mi kiedyś pustynny przewodnik Amur – pustynia jest jak kobieta (PUSTYNIA JEST JAK KOBIETA). Jeśli nie poczujecie się jak w raju, wracajcie natychmiast do swojego pięciogwiazdkowego hotelu, bo ta wyprawa nie jest dla Was.
Kilkanaście kilometrów dalej będziecie kierować się z powrotem na północ, drogą E45. Ale wcześniej warto zboczyć i pojechać nieco dalej na zachód. Tylko kilka kilometrów. Tam znajduje się oaza Liwa. Oazy to nic nadzwyczajnego na pustynnych terenach, ale Liwa jest największą z nich (3). Droga E90 prowadząca do Liwy to już nieco szerszy odcinek asfaltu, oddzielający kierunki jazdy aluminiowymi barierkami. Kolejny dowód na to, że w Emiratach nie istnieje pojęcie „problem z budżetem”. Kawał solidnej drogi ekspresowej w środku niczego. Jak się bawić, to na całego!
Po wizycie w Liwie ruszamy na północ. Droga jest tu znów nieco węższa, ale wciąż standardem nie odbiega od ponadprzeciętnej europejskiej. Pusto, mijamy zaledwie kilka samochodów. Wyprzedzają nad 3 pick-upy załadowane nastolatkami, którzy najwyraźniej zorganizowali sobie popołudniowe wyścigi. Czuje się trochę obco, przypominają mi się sceny z gangsterskich filmów, ale kiedy widzę uśmiechnięte twarze dzieciaków, przypominam sobie, że jesteśmy w kraju z jednym z najniższych współczynników przestępczości na świecie. Po drodze mijamy kilka niewielkich wiosek, większość z nich świeci pustkami. Z piasku wyłaniają się wieże fortyfikacji – charakterystycznego elementu arabskiej architektury. To kasba – ufortyfikowany zespół obronny górujący nad okolicami (4). Kiedyś znajdowały się tu magazyny, w których gromadzono zapasy na wypadek oblężenia oraz w którym znajdowały się pomieszczenia lokalnego władcy. Dziś nad budynkiem powiewa flaga Emiratów Arabskich. W środku pusto. Zanim wrócimy na asfalt, jedziemy jeszcze kilka kilometrów w górę. Zupełnie bez celu, wyłącznie z ciekawości. Kiedy kończą się murowane budynki, wjeżdżamy pomiędzy niewielkie chaty, pomiędzy którymi biegają boso gromady dzieci. Gonią starszego chłopaka, który wzbija tumany kurzu odkręcając manetkę gazu w niewielkim quadzie. Samochód z białymi turystami wzbudza natychmiastowe zainteresowanie. Dzieciaki śmieją się, machają do nas rękami. Aż chce się zostać.
Kolejny punkt, który pojawi się na Waszej drodze, to pierwsze od poranka prawdziwe miasto i pierwsza oznaka jako-takiej cywilizacji. Madinat Zayed leży na trasie E45, która doprowadzi Was ponownie do autostrady Ghweifat International Highway. Znów – Madinat to nic specjalnego, ale powietrze przesiąknięte jest to prawdziwą, szczerą atmosferą, jakiej nie znajdziecie wśród szklanych budynków Dubaju (5). Warto zatrzymać się tu choć na moment i wpleść w codzienne życie ulicy. Na chwilę. Zanim wrócicie do błyszczącej neonami metropolii. Pytania lub sugestie? Śmiało, poniżej jest dużo miejsca na komentarze.
[…] O trochę szalonej wyprawie na środek pystyni przeczytasz tu: Dlaczego warto ruszyć się… nigdzie […]
A u nas zimno… Czy wynajecie samochodu w Emiratach to duży koszt? Lepiej na miejscu, czy wczesniej?
Wynajem samochodu w Emiratach to niewielki wydatek. Ja zawsze rezerwuję z wyprzedzeniem – zazwyczaj w Avisie, nigdy nie miałem z nimi problemu w przeciwieństwie do kilku innych firm. Za tydzień wynajmu Nissana Sunny policzyli ok. 600 pln. Jeśli jednak wynajem ma trwać nie cały pobyt ale 1-2 dni, pewnie wygodniej będzie zrobić to na miejscu.
Dziękuję!
Pozazdrościć. Taki jeden dzień w „nicości” jest wart wiecej, niż tydzień wsród zgiełku miasta
Co prawda to prawda!