Paryż. Jeden z powodów, żeby tu być

Paryż. Jeden z powodów, żeby tu być

10 września 2017 0 przez Adrenaline

Dosyć długo mnie nie było, ponieważ byłem zupełnie gdzie indziej. Był rejs, będzie o nim opowieść, ale na razie musicie chwilę poczekać. Nie dlatego, że nie wiem, co napisać, ale dlatego, że przy okazji rejsu mój komputer z programem do edycji wideo zmarł. Jest reanimowany, pod kroplówką, więc mam nadzieję, że niebawem wróci do żywych. A nie chcę Was zamęczać opowieściami o chorobie morskiej, bo obrazki z drona na pełnym morzu są zdecydowanie ciekawsze.

Generalnie, nie było aż tak źle, jak można się było spodziewać, ale też nie było dobrze. Sporo przygód, czasami ekstremalnych, doba w pozycji głowa za burtą, ale ostatecznie dobiliśmy do Jastarni prawie zgodnie z planem. 2 godziny opóźnienia po 9 dniach na morzu to naprawdę niewiele.

Czy będę żeglarzem? Wątpię. Ale warto było, wyzwanie, to wyzwanie. Mission accomplished.

REKLAMA

PARYŻ. ZNOWU PARYŻ

Paryż. Znowu Paryż. Ale tym razem z dużą przyjemnością, bo nie było mnie tu jakieś trzy miesiące. Niewiele się zmieniło, zamknęli irlandzki pub obok biura, postawili kilka barierek przy remontowanej ulicy i tyle. Mało istotne rzeczy, które zdarzają się nie tylko w Paryżu. Ale tylko w Paryżu zdarza się Le Palais Royal Issy. Miejsce, które jest obowiązkowym punktem każdej paryskiej wizyty. Dziwię się, że ma w googlach tylko 3 gwiazdki, bo dają tu najlepszą zupę świata. Potage de boeuf, trochę podobna to tajskiej Tom Yum. Właściwie to bardzo podobna, nawet nie wiem, czy nie nazywa się tak wyłącznie z powodu francuskiego samouwielbienia, a w rzeczywistości zupą Tom Yum jest.

Restauracja prowadzona przez chińską rodzinę mieści się niedaleko serca Issy-Les Moulineaux, czyli paryskiego Piaseczna.  Bo Paryż administracyjnie jest małym miastem, a o jego wielkości stanowią satelity, które obklejają stolicę Franci zewsząd. I właśnie Issy jest takim przyklejonym rzepem. Jedyna różnica (no, może  nie jedyna) pomiędzy Piaecznem a Issy jest taka, że niezorientowany turysta nie będzie wiedział, że opuścił już Paryż. To jeden organizm, jedno miasto, jedna struktura. A do Piaseczna trzeba gonić przez pola i łąki.

Kilkanaście lat temu menu w Le Palais Royal podawała mała Chinka. I dzisiaj tę kartę podaje ta sama Chinka, wciąż mała, tylko bardziej pomarszczona.  Stary rodzinny biznes. Najważniejsze, że potage de boeuf się nie pomarszczyła i wciąż jest REWELACYJNA. Do tego na stół wjeżdża chrupiący kurczak i ryż po kantońsku. Mój stały zestaw od wielu lat. Dlatego lubię czasem być w Paryżu. Wróć. W Piasecznie.

📌 LE PALAIS ROYAL. LOKALIZACJA

REKLAMA


ZOBACZ TAKŻE: